Seksowna blondynka siedziała na kolanach sierżanta Śledzika i rozpinała mu mundur, jednocześnie obdarzając go namietnymi pocałunkami. Przez chwilę mocowała się z guzikami od koszuli,ale po chwili po prostu rozerwała ją i sierżant pozostał w samym krawacie. Kąsała go teraz po szyi, piersiach i brzuchu, przesuwając się coraz niżej i niżej. Śledzik oczekiwał teraz najlepszego. Przymknął oczy,ale nagle poczuł bolesne uszczypnięcie. Atmosfera podniecenia nagle prysła,spojrzał w stronę blondyni, ale zamiast niej dojrzał olbrzymią głowę kaczora przymierzającą się do kolejnego ugryzienia. Sierżant krzyknął przerażony i chciał uciekać,ale gwałtownie podnosząc się, jedynie boleśnie uderzył się o dach radiowozu. Kiedy wreszcie zorientował się,że blondynka (a potem kaczor) były tylko snem, z westchnieniem ulgi opadł na fotel kierowcy. "To był zły moment na rzucanie palenia"-pomyślał sierżant,od dwóch tygodni zagorzały przeciwnik papierosów. W tym samym momencie głośno zaskrzeczała radiostacja: "jeden zero jeden do jeden trzydzieści dwa". Śledzik pomyślał przez chwilę, rozmasował jeszcze guza rosnącego mu na głowie po czym leniwie sięgnął do słuchawki. "Jeden trzydzieści dwa,zgłaszam się". Posterunkowy Migdał po drugiej stronie radiotelefonu, wydawał się mocno zdenerwowany: "Panie Sierżancie, mamy poważny wypadek na Przełęczy Kubalonka,kilka ofiar, karetki i straż są już na miejscu, ale z polcji Pan jest najbliżej". Śledzik przewrócił tylko oczyma: "Migdał, czy zdajesz sobie sprawę z tego,że za pół godziny miałem być w wygodnym łóżku? Czy potrafisz tylko siać ferment i niszczyć moje życie?" "Przepraszam Panie Sierżancie...ale Pan naprawdę jest najbliżej...poza tym jest jeszcze coś...". "Co może być JESZCZE Migdał! Jeszcze gorszego, jeszcze cięższego jeszcze bardziej przesranego niż Twoja wiadomość???" - "Obawiam się,że tak Panie Sierżancie...na miejsce jedzie Prokurator Kwiatkowski'.
Nazwisko wypowiedziane przez posterunkowego Migdała zmroziło Śledzika. Nikogo gorszego nie mógł tu sobie wyobrazić. W jego oczach Kwiatkowski był najgorszą mendą jaką prokuratura mogła tu przysłać. Uosobieniem karierowicza, bufona i skończonego aroganta, facetem który uważa się za najmądrzejszego na świecie i nie dopuszcza jakiejkowiek krytyki. Wprawdzie nie mógł mu odmówić sukcesów (jeśli sukcesem nazwać samobójstwo dwóch przesłuchiwanych),ale i tak go nie znosił. Zaintrygował go jednak fakt,że do zwykłego wypadku drogowego przysyłają prokuratora. "Czyżby rozbił się jakiś poseł z nieletnią dziwką na przednim siedzeniu?"- pomyślał sierżant, po czym odpalił Land Rovera i z wyciem syren ruszył w kierunku przełęczy.
* * * * * * **
Ryszard Znajda oparty o bok rozbitego autobusu spokojnie palił papierosa, czekając na przyjazd policji. Raz na jakiś czas rozglądał się wokół siebie obserwując przebieg akcji ratowniczej, Jego wzrok zawsze powracał jednak do wraku czarnej Toyoty i od razu uśmiech gościł na jego twarzy. Z satysfakcją patrzył na fragment ciała wystający przez rozbitą szybę samochodu, teraz niedbale nakryty folią przez strażaków. Drugi fragment leżał przy barierce,a coś czego Znajda jeszcze nie zidentyfikował było wbite w chłodnicę jego Autosana. "Mam nadzieję,że to jego pieprzony łeb" - powiedział do siebie z dumą. Tak, Znajda był uradowany faktem,że sprawiedliwość istnieje na tym świecie i dobrych ludzi nagradza, a złych karze. Ani jemu, ani żadnemu z pasażerów nic się nie stało, nie licząc drobnych otarć i urazów. A ta menda w Toyocie dostała za swoje i już nigdy nie zastawi mu żadnego przystanku autobusowego. Znajda rozglądał się dalej:obserwował pracę lekarzy z karetki pogotowia, wysiłki strażaków usiłujących wyciągnąć czarnego Kadetta leżącego dwadzieścia metrów niżej, wreszcie ratowników z GOPR schodzących z noszami w dół, pewnie by wydobyć kierowcę. Tylko po co im dwie pary noszy? Słyszał,że w samochodzie był podobno tylko kierowca. "Może tamten też jest w kawałkach"-pomyślał Ryszard po czym automatycznie odwrócił głowę i znów napawał się widokiem rozbitej terenówki. Kątem oka dostrzegł jednak czarną Skodę Octavię, z niebieską "bombą" na dachu, podjeżdżającą na miejsce wypadku od strony Żywca. Samochód zatrzymał się przy barierce,a z tylnego siedzenia wysiadł szczupły mężczyzna w garniturze i czarnym płaszczu. Od razu wydał się Znajdzie nieprzyjemny.
* * * * * * * *
Przez ogromny hol płynęły melodyjne dźwięki fortepianu. Raz przyśpieszały, raz sączyły się leniwie. Służący chłonął je wszystkie podążając w kierunku ich źródła, dzierżąc w ręku szarą kopertę. Cicho, prawie że na palcach wsunął się do salonu i wolno przesuwał się w kierunku czarnego Steinwaya.W końcu stanął przy jego właścicielu i cierpliwie czekał na koniec utworu. Po kilku minutach dźwięki ucichły. "Tak?"-głos Właściciela brzmial jak zwykle podejrzanie. "List do Pana"- skłonił się służący i podał mu kopertę. Właściciel szybkim ruchem rozerwał papier i wydobył małą, prawie niezapisaną kartkę.Spojrzał na nią, poczerwieniał na twarzy i szybko odłożyl na bok. Jego małe,świńskie oczka patrzyły teraz wprost na służącego, który gdyby tylko miał taką możliwość,zapadłby się pod ziemię. "Kiedy to przyszło?"- zapytał spokojnym głosem. "Kwadrans temu-służącemu głos trząsł się ze strachu- a właściwie przyjechało, kopertę przywiózł Buła". "Szykuj samochód"- syknął Właściciel i swoimi małymi kroczkami szybko wyszedł z salonu. Albowiem Stanisław Soyka nienawidził problemów. I niekompetentych kurierów.
* * * * * * * * *
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz