O Wiśle można powiedziec wiele dobrego, niektórzy zakochani w niej kuracjusze są nawet w stanie tak podkoloryzowac jej opis, że robi wrażenie uzdrowiska porównywalnego z St. Moritz czy Baden-Baden. Żadna jednak, nawet najlepsza recenzja nie ukryje jednego - gdyby patrzec na nią z góry, swoją wielkością przpominała co najwyżej rozrośniętą wioskę. Dlatego niebieski Transporter potrzebował zaledwie kilku minut na przemieszczenie się pomiędzy hotelem a ulicą przy której znajdował się dom Małysza. Parterowy budynek położony był nieco poniżej poziomu ulicy, obok znajdował się podwójny garaż. Całośc zajmowała zaskakująco małą powierzchnię i ogrodzona byłą stosunkowo wysokim płotem - wydawało się, że w ostatnim czasie został on jeszcze podwyższony. W normalnych warunkach dom ten nie wyróżniał się od innych, stojących obok. Problemem Eriki Pytz było to, że ciężko było mówic teraz o normalnych warunkach.
Mimo wczesnej pory, na ulicy, tuż przy bramie prowadzącej do interesującej ją posesji stał autokar na śląskich numerach, z którego - niczym z ogromnego pudełka słodyczy - wysypywały się kolorowo poubierane dzieci. Niektóre z nich dzierżyły w rękach aparaty fotograficzne, dokumentując każdy fragment nieruchomości ich idola, inne dobiegały do ogrodzenia by rozpocząc na cały głos skandowanie imienia osoby, której Erika zamierzała właśnie złożyc wizytę. Jedynie kilku chłopców, bardziej niż na domu, zdawało się byc skupionych na czarnym Jeepie Cherokee zaparkowanym niebezpiecznie blisko głównej bramy. Pytz ze zrezygnowaniem pokręciła głową. "Cholerni gówniarze! Będą tu teraz na niego czatowac i narobią tyle hałasu, że zwołają tu wszystkich jego sąsiadów! Karkowski - zwróciła się z sykiem do prowadzącego samochód - tylko mi się tu kurwa nie zatrzymuj! Zaparkuj przy końcu ulicy". Volkswagen przyśpieszył, minął dom i autokar po czym zatrzymał się w niewielkiej zatoczce, 500 metrów dalej. Dyrektor wiedziała już, że jej plan złożenia Małyszowi miłej i oficjalnej wizyty spalił na panewce. Niestety będzie musiała zrobic to w inny sposób. "Karkowski, Geiger! Ruszcie swoje tłuste dupy i sprawdzie czy nie można dostac się do jego domu od drugiej strony. Tylko wykażcie teraz więcej dyskrecji". Dwaj mężczyźni bez słowa wysiedli z samochodu, Erika zaś zaciągnęła się papierosem i opadając na fotel zaczęła zastanawiac się w jaki sposób przekonac Małysza do współpracy.
* * * * * * * * * *
Śledzik z podziwem obserwował pracę potężnego dźwigu, który mimo swoich rozmiarów, z gracją ustawił swoje ramię w odpowiedniej pozycji i począł opuszczac stalowe liny w kierunku lezącego na dole samochodu. Mimo, że sierzantowi marzyło się poprowadzic śledztwo samodzielnie, od początku do końca, teraz nie mógł już tego uczynic. Niewyjaśniona rana w udzie denata oraz zaskakujące wyżłobienie w fotelu kierowcy zmusiły go do zawiadomienia techników kryminalistycznych z Żywca, którzy stali teraz obok niego i razem z nim obserwowali wyciąganie wraku. Zaraz po podczepieniu lin, dźwig ponownie zaczął swoją pracę i wkrótce oczom zebranych ukazał się czarny Kadett - najpierw łagodnie bujając się pomiędzy drzewami, potem nad drogą, by wreszcie spocząc na policyjnej lawecie. Gdy tylko się tam znalazł, kilku policjantów owinęło go szczelnie czarnym brezentem. Mimo, że było to wbrew przepisom, Śledzik nalegał by nie ruszac ciała z miejsca, przed dokładnymi oględzinami w hali policyjnej w Żywcu. Technicy zgodzili się, dlatego teraz czarny worek, skrywający kolejny czarny worek, wraz z transportującą go ciężarówką, powoli ruszył w kierunku miasta, szczelnie otoczony kordonem policyjnych radiowozów.
* * * * * * * * * *
Kwiatkowski nie zdążył nawet otworzyc oczu, ale natychmiast poczuł potworny ból. Czuł się jakby stalowy walec przejechał mu po głowie, wbijając ją głęboko w ziemię. Postanowił więc poleżec jeszcze przez jakiś czas nieruchomo, wykorzystując jedynie prawą rękę do oględzin swojej czaszki. Niemal od razu stwierdził, że ma złamany nos, nigdy bowiem wcześniej nie wydawał się on aż tak zakrzywiony. Wymacał też olbrzymiego guza nad prawym okiem oraz znajdujacą się nieco obok plamę charakterystycznej lepkiej substancji - najwyraźniej krew na jego twarzy pochodziła nie tylko z nosa, ale i z rozbitego łuku brwiowego. "Świetnie - pomyślał - ciekawe jak w takim stanie pojawię się na konferencji prasowej....Ciekawe jak wogóle wytłumaczę ten wygląd? I jak wytłumaczę Edycie ten zniszczony garnitur..." Myśląc o wściekłości swojej żony, prokurator z trudem oparł się na łokciach i postanowił otworzyc oczy. Zamglony z początku obraz począł się szybko wyostrzac. Dostrzegł leżący obok lód i srebrne wiaderko - niechybnie narzędzie, którym Szef posłużył się by ukarac jego niekompetencje. Samego szefa nigdzie jednak nie dostrzegł. Reszta apartamentu wyglądała normalnie. Podniósł się jeszcze bardziej by obejrzec w jakim stanie znajduje się jego nowy garnitur. Pierwsze co jednak dostrzegł, to niewielką, czerwoną plamkę krązącą wokół jego koszuli. Nim zrozumiał skąd pochodzi, w pokoju rozległ się stłumiony strzał. Chwilę później Kwiatkowski już nie żył.
* * * * * * * * *
"Dobra Staszek, będę na Ciebie czekał, nie przejmuj się" - ostatnie słowa mężczyzna wypowiedział z prawdziwą dobrocią, niczym do własnego syna. Odłożył słuchawkę i ponownie zbliżył do nosa lampkę jednego ze swoich najlepszych win. Hiszpańskie El Nido z 2005 roku zawsze obezwładniało go swoim bukietem. Zawsze też wracał do niego, gdy musiał podjąc ważną decyzję. Ale teraz pił go już tylko dla samej kontemplacji. Decyzja została podjęta. Wielki Aktor wraca do gry.
* * * * * * * * *
Godzinę zajęło mężczyznom odnalezienie wąskiej, zarośniętej ścieżki, która idąc gdzieś z lasów otaczająch Wisłę, w pewnym momencie podchodziła prawie pod ogrodzenie domu Małysza. "Prawie" czyniło w tym przypadku naprawdę wielką różnicę, ponieważ ostatnie sto metrów Karkowski zmuszony był praktycznie wykarczowac - nigdy nie doglądane krzaki i drzewa stworzyły dodatkowy mur, niezwykle trudny do sforsowania. Teraz trzy osoby posuwały się gęsiego. Na czele szedł Karkowski, który swoją potężną posturą, dodatkowo uzbrojoną w ostry nóż, torował drogę idącej tuż za nim Erice Pytz. Pochód zamykał - tradycyjnie milczący - Geiger. Po dwudziestu minutach walki z dziką przyrodą cała trójka znalazła się przy ceglanym płocie otaczającym posiadłośc. "I co teraz?" - spytała kobieta starając się pozbyc ze swoich włosów resztek gałęzi. "Teraz przeskoczymy przez płot pani dyrektor" - Karkowski wydawał się byc zaskoczony pytaniem swojej szefowej. "Jak chcesz idioto przeskoczyc przez ten płot? - Erika krzyknęła i zdzieliła Franza ciosem w jego wygoloną czaszkę - przecież to kurewstwo ma ze dwa metry wysokości! Będziemy ze szczytu skakac na jego podwórko? Chcecie mnie pozabijac?". Karkowski masując głowę spokojnie odpowiedział: "Pani dyrektor niech się pani nie denerwuje, wszystko sprawdziłem. Po drugiej stronie z płotem sąsiaduje mały składzik na narzędzia. Spokojnie opuścimy się na dach, a potem zeskoczymy na podwórko. Zresztą sam zrobię to pierwszy i będę czekał na Panią po drugiej stronie. Geiger, podsadź mnie!". Drugi z meżczyzn zbliżył się do ogrodzenia i pomógł Franzowi wdrapac się na mur. Karkowski przez chwilę leżał nieruchomo na szczycie, po czym najciszej jak potrafił opuścił się na szczyt małej budki, skrywającej sprzęt ogrodniczy. Drewniany daszek aż sapnął pod cieżarem rosłego mężczyzny, ale wytrzymał jego ciężar. Następnie Franz szybko zeskoczył na podwórko, wyłożone granitową kostką. Gdy odwrócił się w stronę domu Małysza otrzymał obezwładniający cios w twarz. Nim zemdlał był gotów przysiąc że była to narta.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz